The Gibbon Experience - najlepsza atrakcja Laosu

The Gibbon Experience - najlepsza atrakcja Laosu

szczegółowy poradnik

·

11 min read

Czy to nie marzenie każdego dziecka (dużego i małego), żeby zamieszkać w domku na drzewie, wysoko, wysoko w koronach drzew?

Zdecydowanie było to moje marzenie i choć miałam już okazję spać w domkach na drzewie, to na pewno nie takich i nie w takim otoczeniu!

Park Narodowy Nam Kan w Laosie głodnym przygód osobom oferuje nie lada doświadczenie - nocleg w sercu dżungli, 30 (i więcej) metrów nad ziemią, przejazdy na tyrolkach, ile tylko dusza zapragnie i jeśli mamy odrobinę szczęścia widok albo chociaż odgłosy dzikich gibonów!

Chcę opowiedzieć wam o projekcie The Gibbon Experience, w północnym Laosie.

Ten artykuł to po części relacja z mojej przygody, ale i poradnik, jak ty możesz zorganizować własny wypad do dżungli, aby zobaczyć gibony laotańskie w ich naturalnym środowisku.

Co to jest The Gibbon Experience?

Projekt The Gibbon Experience został rozpoczęty w 1996 roku i ma na celu ochronę przyrody w północnym Laosie, powstrzymanie wycinki w tutejszych subtropikalnych lasach oraz promowanie alternatywnej turystyki, takiej bliżej natury.

Dodatkowo projekt ten to zysk dla lokalnych społeczności.

Także z chęci stworzenia czegoś, co wspiera lokalną społeczność i poszanowania natury narodziła się wspaniała atrakcja - The Gibbon Experience.

Teren chroniony w ramach projektu leży w laotańskiej prowincji Bokeo i otrzymał tytuł Parku Narodowego Nam Kan w 2008 roku.

Obszary te są domem dla wielu gatunków roślin i zwierząt, w tym największego drzewa w Laosie oraz krytycznie zagrożonego gatunku człekokształtnych - gibbona czarnego/laotańskiego.

Wszyscy pracownicy projektu to ludzie z okolicznych terenów parku, niektórzy nawet byli wcześniej kłusownikami, teraz chronią lokalną przyrodę.

Uczestnicząc w The Gibbon Experience bezpośrednio wspomagasz ich wysiłki.

kobieta-na-zipline-widok-z-boku-dżungla

The Gibbon Experience to przede wszystkim projekt mający chronić tutejszy ekosystem, ale jest to też niesamowita przygoda dla przyjezdnych.

To sposób na obcowanie z laotańską przyrodą i na spojrzenie na nią z innej, ciekawej perspektywy. Dosłownie! Bo główną atrakcją parku jest nocleg w domkach umiejscowionych wysoko na drzewach.

Atrakcje The Gibbon Experience

Najwyższe domki na drzewie

W dżungli budować nie jest tak łatwo.

Już samo zidentyfikowanie i wyznaczenie drzew nadających się do wykorzystania jako baza domków jest bardzo czasochłonne. Potrzebna jest ekspertyza, a wszelkie materiały konieczne do konstrukcji domków, tyrolek muszą jakoś dotrzeć do serca parku narodowego. Najczęściej jest to po prostu na plecach tragarzy, w samym parku nie ma dróg pozwalających na przejazd pojazdów.

domek-bardzo-wysoko-na-drzewie-dżungla

Tak jak każde drzewo jest trochę inne, tak i każdy domek z 7 wybudowanych jak do tej pory w parku jest inny i unikatowy. Są domki kilkupoziomowe, są jednopoziomowe, większe, mniejsze, o różnych kształtach i technice budowy. I umieszczone są na drzewach na różnych wysokościach.

The Gibbon Experience może się pochwalić budowanymi najwyżej na drzewie domkami na całym świecie. Aż 30-50 metrów nad ziemią. To tak jakbyśmy mieszkali na 10, 11 piętrze, tyle że na drzewie.

Już w 2003 roku ruszyły pierwsze tyrolki (zip-lines), i wkrótce po tym ukończono budowę pierwszych domków.

Zip-line czyli zjazdy na tyrolkach

Kolejną atrakcją parku są zip-lines, czyli zjazdy tyrolskie.

Łączna trasa, którą można przejechać na tyrolkach, to aż 15 kilometrów. Zjazdy różnią się długością, najkrótszy przejazd ma 50 metrów, a najdłuższa lina ma aż 600 metrów długości. Do domków na drzewach, również dostaniemy się po linach.

kobieta-na-tyrolce-za-nią-domek-na-drzewie

Król drzew

W PN Nam Kan zobaczymy ogromny okaz gatunku dwuskrzydłowca - Dipterocarpus alatus (o ponad 3-metrowej pierśnicy i wysokości 55m).

Drzewo to jest uważane za największe w całym Laosie i traktowane jako święte przez lokalnych mieszkańców. Niestety króla drzew zobaczymy jedynie podczas wycieczki Gigant Loop (informacje o różnych pakietach poniżej), także ja akurat go nie zobaczyłam.

Gibbony czarne/laotańskie

Przy odrobinie szczęścia w parku natrafić możemy na gibbony laotańskie (Nomascus concolor).

Gibbony (gibbońce) należą do człekokształtnych, i różnią się od innych gatunków naczelnych brakiem ogona. Samce gibbona laotańskiego są koloru czarnego, natomiast samice są beżowo-brązowe.

samiec-gibbona-laotańskiego-zwisa-na-jednej-ręce-na-gałęzi

Gibbony są najbardziej aktywne wcześnie rano. Jeśli wstaniemy wcześnie, jeszcze przed świtem jest szansa, że w parku Nam Kan usłyszymy ich poranne śpiewy.

Ja co prawda nie słyszałam ich piosenek, ale nasza grupa miała niezwykłe szczęście i udało nam się zobaczyć aż 4 dorosłe gibbony i małe gibboniątko!

Obserwowaliśmy je z zapartym tchem przez dobre 20-30 minut!

1,2,3...dni w dżungli

Kiedy kilka lat temu byłam w Laosie, nie udało mi się dojechać, aby odwiedzić laotańskie gibony.

Ale, że infrastruktura w tym kraju jest coraz lepsza i łatwiej poruszać się po kraju, chociażby ze względu na powstanie kolei Chiny-Laos, to tym razem nie mogłam przepuścić okazji, na jak się okazało najlepszą atrakcję tego kraju.

Ba! Jestem skłonna powiedzieć, że nawet całego rejonu Azji południowo-wschodniej! Czy widać, że jestem zauroczona tym doświadczeniem???

The Gibbon Experience oferuje różne pakiety, w zależności od tego ile masz czasu i ile determinacji, aby spędzić czas z dala od wygód:

  • Gigant Loop (2 dni, 1 noc)

  • Classic Tour (3 dni, 2 noce)

  • Honeymoon (3 dni, 2 noce)

  • Waterfall (obecnie opcja jest niedostępna)

Po najbardziej aktualne informacje oraz ceny odsyłam was do oficjalnej strony projektu Home - Gibbon Experience, jest to również jedyny sposób na zabookowanie tej wycieczki.

Mój wybór padł na Classic Tour, w połowie marca (pora sucha w Laosie).

Relacja z Classic Tour

Wyruszamy z Huay Xai (Houayxay). Grupa jest niewielka, 8 osób plus przewodnik. Spędzę następne 3 dni w parku, wybrałam tzw. Classic Experience.

Jestem bardzo podekscytowana, może za wyjątkiem prospektu zimnego prysznica. Ale teraz już wiem, że najmniej przyjemnym elementem wycieczki, nie jest wcale zimny prysznic, a dojazd do parku Nam Kan.

O ile przez pierwszą godzinę jedzie się asfaltówką, to przez kolejną, jedzie się okropną...mam wątpliwości, aby nazwać to...drogą. Po całej godzinie spędzonej na przyczepie samochodu, porządnie nas wszystkich wytrzęsło i byliśmy pokryci pyłem od stóp do głów. A to było w porze suchej.

kobieta-siedzi-w-domku-na-drzewie-przewiesza-nogi-przez-balustradę

Nie mam pojęcia, jak (nawet samochód z napędem na 4 koła, którym dysponuje The Gibbon Experience), pokonuje tą trasę po ulewach w porze deszczowej... W każdym razie po dotarciu do wioski na obrzeżach parku, było już tylko lepiej.

Zaserwowano nam duży obiad i ruszyliśmy dalej w głąb parku, tym razem piechotą, o własnych siłach.

Idzie się łatwo, szlak nie jest technicznie trudny, ale jest też bardzo gorąco. Na szczęście przewodnicy wiedzą co i jak i robią częste przerwy, abyśmy mogli złapać oddech.

Po kilkudziesięciu minutach, plecak zaczyna mi ciążyć. Spakowałam absolutne minimum, ale po dodaniu 2 litry wody, drona, 3 kamer i powerbank'u, to już całkiem spora waga.

Na szczęście? Wody szybko ubywa ;)

Na start trzeba zabrać ze sobą ok. 2 litry wody, później, już w domkach mamy okazję napełnić nasze butelki/bidony od nowa. Idziemy przez las, i choć marzec to w Laosie pora sucha, wewnątrz jest dość zielono.

Przewodnicy, pokazują nam ciekawe rośliny, jadalne mrówki i cały czas starają się nasłuchiwać i wypatrywać zwierząt.

Wreszcie docieramy do bazy, gdzie dostajemy uprzęże i tyrolki. Po szkoleniu, już śmigamy na pierwszych linach. Najpierw trochę niepewnie, ale po kilku chwilach wszyscy zaznajomieni są już z techniką i zaczyna się zabawa.

kobieta-na-zipline-w-dole-drzewa-roślinność

A potem naszym oczom ukazuje się pierwszy domek, dwuosobowy, prywatny domek 'Miesiąc miodowy' - Honeymoon. 2 osoby z naszej 8-osobowej grupy zostają tutaj i od tego momentu są już na oddzielnej wycieczce, z własnymi przewodnikami.

Pozostała szóstka idzie dalej i już po kilkunastu minutach docieramy do naszego lokum - domku numer 4. Podczas kolejnych dni zwiedziliśmy niektóre pozostałe domki oraz widzieliśmy, jak budowany jest nowy. Ale domek nr.4 na zawsze pozostanie moim ulubionym.

domek-na-drzewie-widok-z-drona-dobrze-ukryty-w-dżungli

Domki są oddalone od siebie, i dobrze ukryte w krajobrazie, wcale nie łatwo je wypatrzeć, chyba, że jesteśmy już bardzo blisko. Jest to jak najbardziej celowe działanie, w parku, to my jesteśmy gośćmi.

Wszystkie domki mają łazienkę wyposażoną w toaletę, prysznic i umywalkę. Wszystko z 5-gwiazdkowym widokiem na dżunglę. Prysznic, mimo, że zimny okazał się absolutnym hitem!

aneks-kuchenny-w-domku-na-drzewie-konary-drzewa-balustrada

Jest też aneks kuchenny, ze zlewem, naczyniami, kawą i herbatą. Pozostała część domku(ów), to platforma, lub platformy (na różnych poziomach), na których rozkładane są materace i rozwieszane moskitiery, pod którymi się śpi. Jest też stolik, gdzie jemy posiłki. Jedzenie dowożone jest nam (oczywiście!) po linie, przez panie kucharki, lub przewodników.

Całe 3 dni spędziliśmy chodząc po dżungli, jeżdżąc na tyrolkach, zwiedzając poszczególne domki, w tym najwyższy domek na drzewie. Przewodnik poinformował nas, że domek ten jest zbudowany 55 metrów nad ziemią! Trochę strach było patrzeć w dół, przez barierkę, albo przestrzenie między deskami w podłodze.

wielopoziomowy-domek-na-potężnym-drzewie

Drugiego dnia, kiedy akurat oglądaliśmy domek numer 1 (istna willa w koronie ogromnego figowca!), przewodnik szepnął "Gibbony!". Wszyscy wstrzymali oddech, cichutko przesunęliśmy się w stronę dochodzących z krzaków dźwięków. Ale nic nie było widać!

Krzaki poruszały się raz po raz, ale gibbonów ani widu!

Mija 10, 15 minut. Na naszych twarzach już widać zawód...wtem 1,2,3,4. Nie wierzymy własnym oczom. 4 gibbony! I jeszcze 5, malutki, w objęciach matki.

Co za wzruszający moment! Mieliśmy ogromne szczęście. Gibbony były może 50 metrów od nas, zaczęły sprawnie wspinać się z niskich krzaków, wysoko na drzewa. Obserwowaliśmy je około pół godziny, jak spokojnie przeskakiwały i przewieszały się z gałęzi na gałąź, podjadając liście.

Absolutna wisienka na torcie tej i tak już niesamowitej wycieczki.

Ostatniego, 3 dnia, wstaliśmy bardzo wcześnie, żeby usłyszeć poranne śpiewy gibbonów. Ponad godzinę siedzieliśmy na małej drewnianej platformie na drzewie. Tym razem jednak gibbony postanowiły się nie ujawniać.

kobieta-siedzi-tyłem-do-aparatu-na-materacu-widok-na-dżunglę

Wróciliśmy więc do domku na śniadanie i na dalsze tyrolkowe szaleństwa. Koło południa musieliśmy stawić się w wiosce, na transport z powrotem do Huay Xia.

Jeszcze tylko słowo, o tym jak się spało.

Domek jest zadaszony, ale nie ma ścian, tylko balustrady. Jest zupełnie otwarty na dżunglę. W nocy po domku grasują gryzonie, np. szczury; chodzą całkiem duże pająki i oczywiście latają różne owady (choć w porze suchej, nie było praktycznie komarów). Dlatego śpi się na materacach pod dużymi moskitierami.

Uważam, że spało się bardzo wygodnie, ale odgłosy dżungli były głośne. Dla mnie były jak płyta z uspokajającymi dźwiękami natury, przyjemne. Może za wyjątkiem tych gryzoni buszujących po domku (żadnego nie widziałam, nawet jak wstałam w nocy, ale na pewno je słyszałam).

Podsumowując, całe 3 dni, były dla mnie niesamowite i minęły zdecydowanie za szybko. Najchętniej przeprowadziłabym się do domku numer 4 na stałe.

Informacje praktyczne

Przed rezerwacją wycieczki z The Gibbon Experience, zapoznajcie się z informacjami na ich stronie, szczególnie poszczególnymi pakietami oraz często zadawanymi pytaniami - The Gibbon Experience FAQ.

Nie zapomnijcie, że aby uczestniczyć w wycieczce musimy zmieścić się w widełkach wiekowych i wagowych. Przyda się też dobra kondycja, szczególnie, na krótszych wypadach, gdzie jest więcej stromych odcinków do przejścia.

Jak dla mnie wszystko było świetnie zorganizowane i wygód mi nie brakowało, ale trzeba pamiętać, że idziemy do dżungli. The Gibbon Experience nie jest dla każdego. Owady, brak prądu, względny brak prywatności, wysiłek fizyczny, jeśli takie rzeczy wam przeszkadzają, w Laosie jest pełno innych atrakcji do wypróbowania.

Słowo o gibbonach (i innych zwierzętach w parku): nie ma gwarancji, że zobaczycie jakiekolwiek zwierzę. Owadów i pająków pewnie nie da się całkowicie ominąć, ale z ssakami to już inna bajka.

Zwierzęta nie są tu trzymane w zagrodach ani dokarmiane i jeśli uda nam się je zobaczyć w ich naturalnym środowisku, to tym większa będzie to frajda.

Bezpieczeństwo i przewodnicy

Przez cały wyjazd czułam, że jestem w dobrych rękach.

Cała operacja jest bardzo profesjonalnie zorganizowana, sprzęt i instalacje w parku są dobrze utrzymane. Na każdą grupę przypada 2 przewodników, zazwyczaj jedna osoba zna angielski trochę lepiej, a druga jest pomocnikiem.

przewodnik-kuca-i-prezentuje-rośliny-występujące-w-dżungli

Przewodnicy, którzy są z nami prawie cały czas uważają, żeby przy szaleństwach na zip-line, każdy miał na sobie poprawnie założoną uprząż, kask ochronny i rękawiczki. Łatwo zapomnieć o szczegółach, kiedy człowiek świetnie się bawi!

Godząc się na uczestnictwo w wycieczce, zrzekamy się pociągania organizatora do odpowiedzialności, musimy podpisać odpowiednie dokumenty, świadczące o tym, że rozumiemy ryzyko jakie niesie ze sobą uczestnictwo w atrakcji.

W parku rzadko zdarzają się wypadki, i przez cały czas działania parku była jedna ofiara śmiertelna. Więcej o tragicznym wypadku przeczytacie w oficjalnym raporcie.

Jak dotrzeć do Huay Xai?

Biuro projektu The Gibbon Experience znajduje się w leżącym nad Mekongiem miasteczku Huay Xai (Houayxay).

Właśnie tutaj musimy stawić się na orientację i stąd startują samochody do parku Nam Kan. Jest to miasteczko na granicy Laosu i Tajlandii, wielu podróżnych startuje stąd w dwudniowy spływ Mekongiem do Luang Prabang.

Do Huay Xai powinniśmy dotrzeć co najmniej na dzień przed planowaną wycieczką. Mamy kilka opcji, aby dotrzeć do miasteczka:

  • z Tajlandii (z zagranicy) - samolotem, minivanem z Chaing Rai, lub Chiang Mai.
    Przy przekraczaniu granicy potrzebna będzie odpowiednia wiza, można wyrobić też 'visa on arrival'.

  • z Luang Prabang, Vang Vieng i Vientiane - można najpierw dotrzeć pociągiem (do Nateuy) i przesiąść się na minivan do Huay Xia

  • z Luang Prabang i Vientiane - samolotem

  • z Luang Prabang - szybką, lub wolną łodzią (slow boat, fast boat) 1-2 dni

Przejście graniczne Laos-Tajlandia otwarte jest w godzinach 8-20.

Jeśli chcecie wyjechać do Tajlandii jeszcze tego samego dnia, po zakończeniu waszej przygody w parku, zazwyczaj będzie to możliwe (nie wiem, jak jest podczas pory deszczowej, kiedy transport z parku do biura może zająć więcej czasu).

Zakwaterowanie w Huay Xia

W Huay Xai łatwo jest znaleźć tanie zakwaterowanie, najlepiej zabookować hotel/hostel w pobliżu biura The Gibbon Experience.

Z mojej strony mogę polecić Thadan Guesthouse, który znajduje się na przeciwko schodów do lokalnej świątyni. Rano z okien hotelu (od strony ulicy), możemy obserwować tzw. alms giving, czyli rytuał Sai Bat. W o wiele bardziej autentycznym wydaniu, niż ten w Luang Prabang (gdzie turyści zdominowali tradycję).

Większego bagażu nie musicie zostawiać w hotelu, w biurze projektu jest przechowalnia.

Jak się spakować, co zabrać?

Oto lista rzeczy, które spakowałam do mojego plecaka na Classic Tour:

  • szybkoschnące koszulki x2 + jedna do spania

  • lekka bluza z długim rękawem

  • spodnie trekkingowe, getry

  • bielizna, skarpetki

  • zatyczki do uszu

  • 2 litry wody (camelbak) + jedna butelka 500ml

  • latarka czołówka

  • buff (opaska materiałowa)

  • szczoteczka i pasta do zębów, trochę papieru toaletowego, krem z filtrem

  • plastikowy woreczek z plastrami, lekiem przeciwbólowym i środkiem odkażającym

Nie musimy zabierać ze sobą ręczników, śpiworów ani środków myjących - wszystko jest na miejscu. W domkach, pod prysznicem można używać tylko przygotowanych dla nas kosmetyków (organicznych).

Ważne jest aby założyć odpowiednie obuwie, ja miałam na sobie buty trekkingowe, ale w porze suchej dobre adidasy też się sprawdzą. W domkach chodzi się na boso.

Oprócz rzeczy koniecznych zabrałam również: telefon, GoPro, Insta360, powerbank (w domkach jest tylko słabe nocne oświetlenie, nie ma możliwości naładowania urządzeń), drona (można latać po uprzednim uzgodnieniem lotu z przewodnikiem), lornetkę do obserwacji ptaków i innych zwierząt.

Nie brałam żadnego jedzenia, najpewniej jako pierwsze dostałyby się do niego mrówki, lub szczury. Z resztą posiłki podczas wyjazdu były bardzo smaczne i było ich pod dostatkiem. Ale jeśli macie ochotę, można zabrać ze sobą przekąski i przechowywać je w specjalnych pudełkach, które znajdziecie w każdym domku na drzewie.

Pamiętajcie, wszystko niesiecie sami. Plecak powinien być mały, bo często jeździ się na tyrolkach mając go na plecach.

Przydały ci się informacje zawarte w artykule? Chcesz wspomóc mojego bloga? Możesz to zrobić stawiając mi kawę.